czwartek, 26 grudnia 2013

Rozdział 15




             Zayn

-Stary ja chcę spaaaaać- powiedział pół przytomny Louis.
-Ja też, ale musimy czekać na Lux- odpowiedziałem tak samo sennie jak on. Siedzieliśmy w garażu w domu Stylesa. Taaak ja siedziałem Lou leżał. Już powoli odpływałem w krainę Morfeusza, gdy usłyszałem huk zamykanych drzwi.
-Już jestem chłopaki. Sory za spuźnienie- do pomieszczenia wkroczyła wysoka, czarno włosa dziewczyna. Na ramiona opadały jej granatowe pasemka. Srebrny kolczyk i czerwona szminka była jej codziennością.
-Nareszczie!- krzyknął uradowany Lou i zerwał się z miejsca.
-Pacz! Przyniosłem ci nawet narzędzia!- podbiegł do skrzynki stojącej na stoliku i z trudem ją podniósł. 
-Fajnie się zaczyna...- mruknęła dziewczyna, na co Lou zaświecił perłowym uśmiechem. 
-Trzeba podrasować autka przed wyścigiem!- krzyknął Lou patrząc na Lux oczami ze Shrek'a.
-Mamy mało czasu- stwierdziła dziweczyna, a Tommo się skrzywił.
-MY?- na jego twarzy wymalował się grymas.
-Sama nie dam rady!- odpowiedziała bezradnie Lux.
-Sory, że przerywam wam tą rozmowę na poziomie, ale nie lepiej zabrać się do pracy?- moi towarzysze skinęli twierdząco głowami.    


Obudziłem się z bólem gręgosupa. Dopiero po paru minutach zorientowałem się, że leże na ziemi, a do tego przytula się do mnie Louis. Zerwałem się jak oparzony, a Tommo obrócił się na drugi bok.
Zacząłem budzić tego pajaca.
-Mamo jeszcze pięć minut...- mruknął.
-Synku przyniosłam ci marchewki- natychmiast zerwał się na równe nogi i krzyknął:
-MARCHEWKI?! GDZIE?!- dopiero po chwili zorientował się, że jego pomarańczowych przysmaków nigdzie nie ma. Lou zrobił obużoną minę po czym dostałem od niego w czapę.
-Chłopaki- momentalnie się odwróciliśmy- Skończyłam- powiedziała zaspanym głosem Lux. Była cała brudna od smoły. Podeszliśmy do niej i zamknęliśmy w żelaznym uścisku.


-Ja chcę już wyścig!- jęknął podekscytowany Louis.
-Ty chcesz wszystko- upomniałem mu. Ale muszę się z nim zgodzić. Nie mogłem doczekać się tej adrenaliny. No i ozywiście rozwscieczonej miny Jamesa.
-Malik- usłyszałem bardzo znany mi głos. Odwróciłem się i zobaczyłem ten obrzydliwy uśmieszek.
-Turner- mruknąłem. Nienawidziłem tego faceta. Zawsze kiedy go wiadziałem miałem ochotę go zabić. Tak samo było teraz. Ścisnąłem pięści z całej siły.
-Malik wyluzuj, bo zaraz żyły ci pękną- nie wytrzymałem. Chciałem się na niego rzucić i przywalić w tą obrzydliwą gębę.
Jednak Horan i Payne byli szybsi. Złapali mnie za ramiona i uniemożliwili przyjebania mu w łeb.
-Nie warto- odezwał się Leeyum na co James się zaśmiał.
-Miłej przegranej- powiedział sarkastycznie i odszedł. Wyrwałem ramiona z uścisku chłopaków i podszedłem do Lux.
-Napewno wszystko w porządku z silnikiem?- chciałem zmiażdżyć Turnera. Chętnie przyjebałbym mu prosto w nos.
-Na sto pro- zapewniała. Z nikąd pojawił się Horan.
-Już czas.



Lux








wtorek, 24 grudnia 2013

Rozdział 14




    Na wstępie chciałabym życzyć Wam Wesołych Świąt i Szczęśliwego Nowego Roku, no i udanych urodzin Lou :) Mam nadzieję, że byliście grzeczni i dostaniecie wymarzony prezent od Mikołaja :D Miłego czytania ! :)

             CZYTASZ=KOMENTUJESZ


/YOLO

***************************************

                            Zayn

Mam przejebane... Przynajmniej nie tylko ja. Louis też w tym siedzi. Miałem z tym skączyć. Tylko, że to nie jest takie łatwe! Ta satysfakcja z wygranej. Dotego kasa. No i laski...

Pędziłem po mieście jak bym się na swój pogrzeb spóźnił.
-Rusz ten zadek!- trąbnąłem na starą babę przechodzącą przez pasy.
-Zayn wyluzuj- odezwał się Lou, który miał niezły ubaw.
-Chcę ci tylko przypomnieć,  że ty też siedzisz w tym bagnie- odpowiedziałem ruszając z piskiem opon. Tommo wolał mnie nie wkurwiać i siedział cicho przez resztę drogi. No i dobrze.

Zaparkowałem pod starym, opuszczonym wierzowcem. Była to najniebezpieczniejsza okolica na Hawajach. Z hukiem zatrzasnąłem drzwi auta i zmierzyłem w kierunku metalowych drzwi. Otworzyłem je wpisując odpowiedni kod. Kiedy znalazłem się w środku poczułem bardzo znany mi zapach. Alkohol wypełniał całe pomieszczenie. Na parkiecie tańczyły pary, które wyglądały jakby miały się zaraz wyruhać. Przeszedłem cały lokal i pociągnąłem za klamkę żelaznych drzwi. W pomieszczeniu znajdowały się worki do treningu, kilka krzeseł i biurko przy, którym siedział Derek. 
-No nareszcie przyszli nasi mężczyźni- na jego twarzy był uśmiech, ale tak naprawdę w oczach widziałem tą wściekłość.
-Nie owijaj w bawełnę. Mów o co chodzi- wow, wrzeszcie odezwał się odważny Louis. Czujecie tą ironię? Tak ja też nie...
-Nie stawiliście się na ostatnich wyścigach- zaczął spokojnie by zaraz wybuchnąć- Czy wy mnie macie za kretyna? - Tak- Myślicie, że jestem aż tak głupi- Tak- Co wy sobie do kurwy nędznej myślicie?- W tym momenvie chciałbym być blondynką ( wszystkie blondynki nie badźcie na mnie złe :D- od autorki) - Jutro macie stawić się na wyścigu i nic do gadania. Macie 12 godzin na przygotowanie aut. I tylko ktoś przyjdzie z rozpierdolonym silnikiem to rozjebie mu głowę o ścianę!- payrzyłem na jego twarz, która wygladała komicznie. Niczym burak. Wolałem jednak się nie śmiać, bo i tak mam przejebane u Dereka. 
-Co tu jeszcze robicie. Wypierdalać i brać się do pracy!
Kiedy wyszliśmy z pomieszczenia po prostu nie wytrzymałem i zacząłem rechotać.
-Myślałem, że połknie mnie żywcem- powiedział Lou z grymasem na twarzy.
-No to zaczyna się nie przespana noc...



piątek, 20 grudnia 2013

Rozdział 13


-Em... Okej- powiedziałam niepewnie. Po wczorajszym wydarzeniu czułam się nieswojo w jego towarzystwie. Zayn zaproponował wyjście na dwór, więc się zgodziłam, bo co miałam zrobić? Kiedy byliśmy już na zewnątrz zajeliśmy wolną ławkę. Bładziłam wzrokiem po całej okolicy, byle tylko uniknąć jego spojrzenia.

-Słuchaj mam pomysł. Zapomnijmy o tym co stało się wczoraj... a raczej dzisiaj. Co ty na to?- trochę ździwiło mnie to co powiedział. Myślałam, że będzie pytać się dlaczego uciekłam. Kiwnęłam głową.

-No to teraz mogę zapytać się ciebie o coś tak oficjalnie- "zapytać"? "Oficjalnie"?! Błagam oby tylko nie randka... Chociaż... Zayn jest bardzo przystojny i miły, więc w sumie czemu nie?
-Wiesz bo w ten weekend urządzamy imprezę urodzinową Nialla i mam małe pytanko. Czy okazała byś mi zaszczyt i poszła razem ze mną?- wreszcie spojrzałam na niego. W jego oczach były małe iskierki. Kiedy zorientował się, że przyglądam się mu uwarznie. Wyszczerzył zęby. Co miałam zrobić?
-Oczywiście- odparłam odwzajemniając uśmiech. Chciał coś powiedzieć, ale przerwał mu telefon.
-Przepraszam- wstał z miejsca i odebrał telefon.
-Halo?Tak, tak pamiętam. Wiem. Obiecuję, że dzisiaj przyjdę- chłopak był trochę zdenerwowany. Po chwili się rozłączył.
-Coś się stało?- spytałam ździwiona jego naglą zmianą nastroju.
-Nie. Po prostu muszę coś załatwić. Chodź poszukamy Louisa i Natalie- szybkim krokiem ruszył do wejścia galerii. Po chwili spostrzegłam blondynkę siedzącą obok szatyna. Zayn zapewne też ich zauważył, bo zmierzał w ich kierunku.
-Zayn coś się stało?- spytał Louis zauważając poddenerwowanego przyjaciela.
-Dzwonił Derek- szatynowi od razu zrzedła mina.




czwartek, 19 grudnia 2013

Rozdział 12

Hej!

  Czy wy też widzicie te 1000 wyświetleń? Tak strasznie dziękuję tym co czytają Die Young. Jesteście niesamowici! Kocham was <3

/YOLO


*******************************



           Katherine

Od mojego ostatniego spotkania z Zaynem czuję się głupio. Chłopak jest bardzo przystojny i miły. Nie wiem dlaczego tak zareagowałam. Może bałam się , że mnie skrzywdzi? Od zerwania z Justinem trzymam dystans do chłopaków. Taka moja mała fobia?

Siedziałam na fotelu oglądając jakiś beznadziejny serial. Nie miałam ochoty ruszać się z miejsca. Carly dopytywała mnie co się stało, ale ja nie zamierzałam jej o niczym mówić. Wyśmiałaby mnie. Carls zawsze miała powodzenie u chłopaków. A ja po prostu ich unikałam.

Po pokoju rozniosły się pierwsze melodie Stay The Night Hayley Williams. Chwyciłam telefon , który towarzyszył mi przez cały poranek. Bez sprawdzenie kto do mnie dzwoni nasisnęłam zieloną słuchawkę.
-Cat?- usłyszałam bardzo znany mi głos.
-Hej Natalie- przywitałam moją przyjaciółkę. Od podstawówki trzymaliśmy się razem. Zawsze mogłam na nią liczyć, tak jak ona na mnie.
-Wyskoczymy dzisiaj do centrum?- zapytała. Od zawsze miała fioła na punkcie ciuchów. Należała do tych zawsze modnie ubranych dziewczyn.
-Okej. Spotkamy się na miejscu za 15 minut?
-Yhym. Do zobaczenia- nie zdążyłam się pożegnać, bo Natalie się rozłączyła. Leniwie podniosłam się z kanapy i ruszyłam po schodach do swojego pokoju. Ubrałam się w krutkie dżinsowe spodenki i białą bluzkę na ramiączka. Następnoe udałam się do łazieki. Kiedy zrobiłam lekki makijaż upewniłam się, czy mam telefon i pieniądze. Zeszłam na dół, założyłam białe converse i wyszłam. Poczułam ciepły powiew wiatru na skórze. Wsunęłam okulary przeciw słoneczne na nos i szybkim krokiem ruszyłam na przystanek autobusowy. Wsiadłam do odpowiedniego pojazdu. Droga strasznie mi się dłużyła. Kierowca co chwilę zatrzymywał się, by pasażerowie mogli wyjśc lub na czerwonych światłach. Kiedy nadeszła moja kolej wysiadki szybkim krokiem opuściłam autobus. Pod centrum handlowym już czekała na mnie Natalie.
-Hej- przywitałam się i przytuliłam moją przyjaciółkę.
-Co tak długo?
-Autobus- odpowiedziałam no co Natalie tylko przytaknęła.
-Chodź szybko! Widziałam takie śliczne sukienki na wystawie!- złapała mnie za nadgarstek i pociągnęła w stronę wejścia. Wywróciłam oczami.

Resztę godzin spędziłyśmy na łażeniu po sklepach. Tyle rzeczy mi się spodobało, ale kupiłam tylko dwie. Błękitną sukienkę i białą, koronkową bluzkę. Kiedy stwierdziłyśmy, że jesteśmy zmęczone poszliśmy do lodziarni w galerii. Kupiłyśmy lody i usiadłyśmy na pobliskiej ławce.
-Tak strasznie bolą mnie nogi- jęknęła moja przyjaciółka.
-Nie dziwię się. Kupiłaś tyle rzeczy- stwierdziłam po czym musnęłam ustami gałkę czekoladową.
-Ha ha. Bardzo śmieszne- chciałam się uśmiechnąć, ale w tamtym momencie mój wzrok utknął na jednej osobie. Rozszerzyłam oczy. Ze sklepu muzycznego wychodził Louis i Zayn. Po chwili wzrok chłopaka spoczął na mnie. Mulat uśmiechnął się słodko w moją stronę. Zobaczył mnie... Kurwa. Kiedy chłopcy zaczęli zmierzać w naszą stronę zerwałam się szybko z ławki.
-Cat co ci?- próbowałam wskazać głową na Zayna i Louisa tak żeby nie zauważyli. Natalie dostrzegła chłopaków i wyszczeżyła zęby. 
-Hej- przywitała się spoglądając na mnie z rozbawieniem. Patrzyłam na nią z miną mordercy, ale ona nie zwracała na to uwagi.
-Cześć- odpowiedzieli hurem chłopcy. - Jestem Louis.
-Natalie.
Nic nie powiedziałam. Patrzyłam się na nich z głupią miną.
-Katherine możemy pogadać?- zapytał Zayn z słodkim uśmiechem.

Cholera...




sobota, 7 grudnia 2013

Rozdział 11




Zatrzymałem się na czerwonym świetle. Dopiero w tamtym momencie uświadomiłem sobie, że nie mogę wrócić do domu. Tylko kurwa gdzie ja będę spać? Może Lou mnie przenocuje? Warto spróbować. Po zapaleniu się zielonego światła skręciłem na ulicę gdzie mieszka Tommo. Chłopak ma farta, bo wyptowadził się od rodziców. Mam wystarczająco kasy na dom, ale nie zostawię mamy samej z tym skurwielem. Jest najważniejszą kobietą w moim życiu. Chciałbym się jej jakoś odwdzięczyć za to wszystko co dla mnie zrobiła.

Zatrzymałem się pod domem sztyna. Wysiadłem z samochodu i ruszyłem w stronę bramy. Przycisnąłem czerwony przycisk od domofou. Cisza...
-Kurwa odbierz- mruknąłem sam do siebie. Ponownie go nadusiłem. Kurwa nie jestem głupi. Jego samochód stoi przed ggarażem.Louis nigdzie się bez niego nie rusza. Nawet do marketu obok nie chcę mu się iść.

Wyciągnąłem mojego czarnego iPhone i postanowiłem napisać do PanaNieChceMiSięOtworzyć.


Do:Louis
Od:Zayn

  Miło by było gdybyś ruszył swój     zadek i otworzył bramę.-_- 


Po chwili usłyszałem charakterystyczny zgrzyt domofonu. Otworzyłem bramę.  To samo zrobiłem z drzwiami.
-Cześć. Sory, że nie otwierałem myślałem, że to Holly- powiedział Lou kiedy wszedłem do środka.
-Co się znowu stało?- zapytałem ściągając buty. Jak nie Niall to Louis.  Co oni mają z tymi babami?
-Chciała wyciągnąć mnie to teatru- zrobił minę jakby zobaczył najbardziej obrzydliwą rzecz na świecie- a ja powiedziałem jej, że jadę do rodziców i nie będzie mnie w domu- zaśmiałem się cicho. Lou i teatr. Na samą myśl o tym chciało mi się strasznie śmiać.
-Haha. Ty i teatr. Hahah. Zasnął byś tam.
-No właśnie wiem- jego usta ułożyły się w prostą linię- Narobiłbym jej obciachu.
-To żadna nowość- uśmiechnąłem się łobuziersko. Tommo zrobił oburzoną minę.
-Pff. Foch- skrzyżował ręce na klatce piersiowej i odwrócił głowę w bok.
-Na pięć minut?
-Może.
Ominąłem tego pajaca i wszedłem do wielgaśnego salonu. Tak często przebywaliśmy u niego, że czuliśmy się jak u siebie. Z resztą i tak Lou zawsze nas upominał, że możemy robić co chcemy.
Usiadłem na sofie gdzie po chwili znalazł się nasz obrażalski.
-Już mi przeszło- wyszczeżył zęby. Ten facet zawsze jest nieogarnięty i robi z siebie klauna, a laski na niego lecą. 
-No to co chciałeś?-zapytał po chwili.
-A czy ja zawszę muszę coś chciać? Nie można tak po prostu przyjść do kumpla?- odpowiedziem pytaniem na pytanie. 
-W twoim przypadku nie- spojrzał na mnie wyczekająco.
-Mogę u ciebie przenocować?- zapytałem prosto z mostu.
-Oczywiście stary. Możesz tu być ile chcesz. Nudzi mi się samemu w takim wielkim domu.
-Dzięki. Jestem ci dłużny...znowu.



*****************************************

Heeejooo ;)

Wow już 800 wyświetleń! Jestem wam bardzo wdzięczna ! Tylko moglibyście jeszcze komentować xd To naprawdę daje motywację! Dziękuję Zosi Malik, która komentuje każdy rozdział. Dziękuję kochana! <3 


CZYTASZ=KOMENTUJESZ

PS1 Zapraszam do czytania Flower : http://flower-louistomlinson.blogspot.com/ 
PS2 Czy tylko ja kocham piosenkę Happily ? *-*


                                                             Bayyy  xx.



/YOLO



wtorek, 3 grudnia 2013

Ogłoszenie!

 Witajcie!


   Dziękuję wam, że czytacie bloga. Dłużej nie mogłam dusić w sobie innego opowiadania, więc założyłam nowego bloga Flower. Jeśli jesteście ciekawi to łapcie linka: flower-louistomlinson.blogspot.com .  



CZYTASZ=KOKENTUJESZ



                        Narazie! ;)




/YOLO

poniedziałek, 2 grudnia 2013

Rozdział 10

-Budyń!- krzyknął Niall, kiedy wszedłem do pokoju.
-Nie ty smerf. Masz- wyciągnąłem rękę. Nialler od razu chwycił łyżkę i zabrał się za jedzenie.
-Jak tam Cat?- zapytał po chwili ciszy.
-Można powiedzieć, że dobrze.
-Uzasadnij swoją wypowiedź- nauczyciel się znalazł. Opowiedziałem mu całą historię. On jedynie kiwał głową co oznacza, że rozumiał.... chyba.
-I co ogarniasz?- zapytałem zmęczony całą tą sytuacją.
-Ale, że co?- odpowiedział pytaniem na pytanie.
- No to co ci przed chwilą powiedziałem!- nerwy już mi puszczały. Ja tu mózg wytężam, żeby to co powiedziałem było okej, a on... o jednorożcach myśli?
-Aaaa... toooo. No to chyba tak- zrobił minę  tybu "o czym ty mówisz?"
-Dzięki bardzo za wysłuchanie- odpowiedziałem ironicznie.
-No sorry. Wiesz, że też nie mam łatwo. Ja już nie wytrzymuję z Alice! Mam jej dość- nareszcie to przyznał.  Nigdy jej nie lubiłem. Tak jak wszyscy z resztą. Niall jest w nią tak zapatrzony, że widzi w niej tylko anioła, którym oczywiście nie jest.
-To z nią zerwij- powiedziałem jak by to była najbardziej oczywiata żecz na świecie.
-Nie mogę! Ty nie rozumiesz! Ja... ja... - zaciął się na chwilę- ... ją kocham...
-Naserio? Jestem młody i jeszcze nie ślepy- w ogóle co znaczy kochać? To słowo jest bez sensu. Jeżeli chłopak mówi dziewczynie, że ją kocha, a potem z nią zrywa to co? Znaczy, że kłamał? I to właśnie jest miłość. Uczucie, które nie trwa wiecznie.
-Nie mów tak. Wiecie, że jest dla mnie ważna. A tak w ogóle to co ty wiesz o miłości?-zapytał ironicznie.
-Napewno więcej niż ty. Ty nie widzisz, że ona cię rani?! Od dwóch miesięcy chodzisz przymulony. Mi się wydaję, że ona ma cię w dupięle! Gdyby tak nie było to by nie darła papy za bype co! Alice nie jest warta twojego poświęcenia. Na twoim miejscu dałbym se spokuj- co chwilę podnosiłem głos. Przywaliłbym w papę temu kto skrzywdził moich przyjaciół. Alice nie uderzę, bo to nie fajnie bić laski. Nigdy tego nie zrobiłem i nie zrobię.
- Zayn wiesz, że twoje zdanie mnie nie obchodzi- powiedział bardzo spokojnie blondyn. Nieraz jego spokuj mnie zaskakiwał. Ja bym tak nie mógł.
-Wiem i to boli mnie najbardziej- po woli wstałem z łóżka i złapałem za klamkę.- Cześć- otworzyłem drzwi i wyszedłem.
-Do widzenia- krzyknąłem wychodząc z domu Nialla. Wiedziałem, że bl9ndyn nie należy do mądrzejszej grupy ludzi, ale żeby być aż tak zaśpepiony? Przez jedną dziewczyne? Przez dłuższy czas zastanawiałem się nad tym. W ogóle nie zwracałem uwagi na drogę. W mojej głowie było tylko jedno pytanie " Jak można być tak ślepym" i jedna dziewczyna. Cat.
*******************************************
CZYTASZ=KOMENTUJESZ
Gdyby co sorki za błędy na fonie pisałam. Dzięki tym co czytają i proszę jeśli się podoba komentujcie ;)  NO I OCZYWIŚCIE DZIĘKUJĘ ZA 700 WYŚWIETLEŃ. MYŚLE,ŻE DOBIJECIE DO 1000. JESTEŚCIE ŚWIETNI! <3


/YOLO




sobota, 23 listopada 2013

Rozdział 9





Nie wiedziałem co mam robić. Ruszyłem w stronę garażu. Wsiadłem do czarnego BMW i odjechałem z piskiem. Do kogo mam pojechać? Niall! On zawsze mnie śmieszy ale w odpowiednich momentach mądrze gada i umie pocieszyć. 

Skręciłem na ulice gdzie mieszka Niall. Zatrzymałem się pod domem z numerem 8. Po chwili drzwi się otworzyły, a w nich zobaczyłem panią Horan.
-Dzień dobry. Jest Niall?
-Tak, jest na górze- powiedziała otwierając szerzej drzwi.
-Dziękuję- przeszedłem przez próg i powędrowałem do pokoju blondaska. Dom Horanów był bardzo nowoczesny. Rodzice Nialla to lekarze i zarabiają dużo kasy.


-Cześć- mruknąłem wchodząc do jego pokoju.
-Hej- jak zwykle uśmiechnięty. Usiadłem na łóżku z głośnym westchnięciem.
-Co jest stary?
-Greg...- ponownie westchnąłem.
-Znowu ten skurwiel?
-Jak widać.
-Ej bo mnie boli noga...
-Co to ma do rzeczy?- spytałem zdezorientowany.
-Nic ale mam pytanie...
Zrobiłem wyczekująca minę.
Przyniesiesz mi BUDYŃ?- wyszczerzył zęby.
-Co kurwa?- On jest ciągle głodny!
-BUDYŃ! Wiesz co to?
-Nie, nie wiem.
-No weź, proszę- zrobił minę szczeniaka.
-Co ja służąca?
-Nie ale nogi masz niezłe- uśmiechnął się łobuziersko.
-Pfff...- Przy nim można zapomnieć o wszystkim.
-No ploseee..- ponownie zrobił minę pieska.
-Ech... Magiczne słowo?
-O Zaynie zasiądź swojego jednorożca i zapierdalaj po budyń- wskazał ręką na drzwi.
-Nieraz wydaję mi się, że jesteś z cyrku- powiedziałem śmiejąc się.
-Jak byłem mały chodziłem do cyrku- wzruszył ramionami.
-A ja myślałem, że mieszkałeś- powiedziałem wychodząc z pokoju.


 Zszedłem na dół i skierowałem się ku kuchni. Przy stole siedział ojciec Nialla.
-Dobry.
-O cześć Zayn- stół zawalony był stosami papierów. Nialler mówił, że jego starzy żyją tylko pracą i często nie mają dla niego czasu.
-O co Niall cię poprosił?- zapytał ściągając okulary.
-O budyń- powiedziałem powstrzymując śmiech.
-Budyń powiadasz- założył okulary i wrócił do swojej pracy.

Otworzyłem lodówkę i wyciągnąłem budyń czekoladowy.






Rozdział 8 (II część i ostatnia)




-Czemu tak źle mnie traktujesz?- w jej głosie było słyszeć ból. Moja złość momentalnie odpłynęła.
-Traktuję cię tak jak ty mnie- palnąłem bez umyślnie.
-O czym ty mówisz?- Ty się jeszcze pytasz?
-O czym ja mówię? Ty dobrze wiesz! Odkąd jesteś z tym skurwielem wydaję mi się, że ci ciągle przeszkadzam!
-Zayn...ja...- mama z drżącymi rękoma otarła łzy formujące nowe ścieżki na jej polikach.
-Co? Nie wiedziałaś?- czułem kolejną fale złości.- Ja wiem jedno. Ten koleś spierdolił naszą rodzinę... nasze życie...- mój głos zadrżał.

-Co tu się do jasnej cholery dzieje?- do pokoju jak błyskawica wpadł Greg.-Co ty jej zrobiłeś?
Nie mogłem nic z siebie wydusić. Stałem na środku pokoju i gapiłem się na niego jak kretyn.
-Zadałem pytanie- Kurwa, a ja nie mam zamiaru na nie odpowiadać.
-W dupie mam twoje pytanie- syknąłem.
-Jestem z twoją matką, więc odnoś się do mnie z szacunkiem. 
-Może jesteś, ale nigdy nie zastąpisz mi ojca- poczułem gule w gardle. Zacisnąłem mocno pięści.
-Nie mam zamiaru być ojcem takiego dupka.
-To dobrze- szarpnąłem klamkę i zbiegłem na dół.
-Wracaj jeszcze z tobą nie skończyłem- usłyszałem wściekły głos Grega.
-A ja z tobą tak!- krzyknąłem i zatrzasnąłem drzwi najmocniej jak umiałem.





wtorek, 12 listopada 2013

Rozdział 8 (część I)

Witajcie!

Przepraszam, że dawno nie dodawałam rozdziału. Zbytnio nie mam dostępu do komputera, więc rozdziały będę próbować dodawać co tydzień. Bardzo przepraszam i proszę o zrozumienie. ;)

PS Dzisiejszy rozdział będzie w II częściach. xx

/YOLO


*****************************************************************



                           Zayn



Stałem chwile i patrzyłem na drzwi. Nie wiedziałem, czy mam się śmiać. Miałem dużo dziewczyn, ale żadna nigdy nie wycofała się z pocałunku. właśnie to sprawiało, że była inna, wyjątkowa. Dlatego się nie poddam. Mam na nią straszną ochotę.


Uśmiechnąłem się sam do siebie. Odwróciłem się na pięcie i wszedłem na ulicę. Oby Greg (ten głupi facet, który mieszka w moim domu) nie ogarnął, że wyszedłem, bo będę mieć przejebane.


Na dworze było już jasno. Po ulicy pędziły samochody. Zapewne kierowcy spieszą się do pracy. Jak można pracować w wakacje? U mnie to tylko imprezy, dziewczyny, alkohol i przyjaciele. Bez tych gości moje życie nie byłoby takie jakie jest.


Spojrzałem na zegarek. Co kurwa?! 5.30?! Greg pewnie już wstał. Biegiem ruszyłem w stronę domu. Po 10 minutach dysząc wślizgnąłem się przez drzwi. Nikt nie wstał. Dzięki bogu. Po cichu wszedłem na schody.


-Dzień dobry, Zayn - kurwaa... Odwróciłem się i wyszczerzyłem zęby w sztucznym uśmiechu.

-Cześć mamo- mruknąłem.
-Co ty robisz?- jej mina była kamienna.
-Idę?
-Zaynie Javaddzie Maliku, widzę, że bawi cię ta sytuacja, bo mnie nie. Gdzie byłeś?- skrzyżowała ręce na piersi.
-Nigdzie- nie patrząc na jej reakcje wszedłem na ostatni stopień, a następnie do swojego pokoju. Odkąd Greg się wprowadził zrobiła się oschła i taka poważna. Zawsze była wyluzowaną, normalną mamą. A teraz? 

Nie cierpię tego gościa. On według mnie też ma takie uczucia. Zazdroszczę moim siostra, które mieszkają z ojcem w Londynie. Szkoda tylko, że niezbyt dobrze się z nim dogaduję. Kilka miesięcy temu miałem zostać w Anglii. Bardzo kochałem moją mamę, dlatego nie chciałem zostawić jej samej. Wyjechaliśmy na Hawaje. Nie żałuje, bo poznałem tu naprawde niesamowitych ludzi. Dobrze, że zmieniłem szkołę. Tam w Londynie miałem 'małe' problemy, w moim przypadku to jednak znaczy duże. Bójki, spóźnienia, wagary, pały (oceny)itp.


-Zayn- otrząsnąłem się, gdy usłyszałem spokojny damski głos. Odwróciłem głowę. W progu stała moja mama.

-Co?- powiedziałem oschle. Czułem złość od myśleniu o Gregu.
-Czemu tak źle mnie traktujesz?






środa, 30 października 2013

Rozdział 7


Rozmawialiśmy bardzo długo. Zerknęłam wreszcie na zegarek. 04?!
-Zayn nie chcę cię martwic, ale jest chyba późno- wskazałam palcem na zegarek.
-Raczej wcześnie- posłał mi ten jeden z jego najsłodszych uśmiechów.-To może ja już będę się zbierał.
-Tak wcześnie?- oboje się zaśmialiśmy.
-Przyjdę po ciebie jutro... em to znaczy dzisiaj o 13. Ok?- podniósł się z ziemi i podał mi rękę. Położyłam swoją dłoń na jego ogromnej. Po chwili stałam tuż przednim.
-Ok-powiedziałam-Jak już wychodzisz, to wyjdź przez drzwi.
-Zabierasz mi frajdę- otworzył drzwi i wskazał ręką. Weszłam na korytarz, a Zayn tuż za mną.

-Błagam tylko cicho- szepnęłam z błagalnym wzrokiem.
-Dobra,dobra- tak mi się wydaję, że miał zamiar zapalić światło. Szybko dostać kuksańca w bok.
-Ała. A to za co?
-Nie zapalaj.
-Chcesz się o coś zabić?- przekrzywił głowę w bok.
-Raczej nie, ale obudzisz rodziców i zrzędę- zachichotał.
-To co.
-A to, że będą się później czepiać- powiedziałam szybko.

Schodziliśmy po schodach. Nagle nie wiem jak potknęłam się o własne nogi. Ześlizgnęłam się z jednego schodka. Poczułam jak ktoś łapię mię za ramię.


-A nie mówiłem, że się zabijesz?- jego konciki ust uniosły się i uformowały przepiękny uśmiech.

-Jak widzisz żyję.

Usłyszałam skrzypienie drzwi. Złapałam Zayna za rękę i popędziłam na dół.

-Co ci?- spytał z zaskoczeniem wymalowanym na twarzy.
-Nie słyszałeś jak ktoś wychodzi z pokoju?- wyprowadziłam go z domu, a sama stanęłam na wycieraczce zamykając po cichu drzwi.

-Słyszałem, ale czemu uciekasz?
-Nie uciekam. Po prostu jak cię zobaczą to będą gadać, że z tobą jestem itp-powiedziałam na jednym wdechu.
-A to źle?- zdecydowanie zmniejszył dystans między nami.
-Co nie...- mój oddech przyspieszył razem z biciem serca. Poczułam jak moje policzki oblewają gorące, czerwone plamy. 

Spojrzałam mu prosto w oczy. W jego miodowych tęczówkach można by tonąć i tonąć... Wbiłam wzrok w jego malinowe usta. 

Zayn zauważył, że się na niego gapię. Odchrząknął i zachichotał. Na mojej twarzy pojawiły się rumieńce wstydu.
-Słodko wyglądasz jak się rumienisz- przejechał palcem po moim prawym poliku. Położyłam rękę na jego torsie. Poczułam idealnie wyrzeźbioną i umięśnioną klatkę piersiową. Widziałam rozbawienie Zayna.

-Podoba ci się?- zobaczyłam blask w jego oczach. Pierdolone rumieńce znowu oblały moje poliki. Zawsze pojawiały się, gdy Zayn mówił coś miłego w moim kierunku. Tylko przy nim czułam się taka ważna i znacząca. Przy nim zapominałam jak oddychać. Nigdy nie zachowywałam się tak przy żadnym chłopaku, a zwłaszcza jak byłam z Justinem (moim byłym). Miałam w dupie czy uzna mnie za idiotkę, on był zwykłym dupkiem, a Zayn? Wydaje mi się, że coś dla niego znaczę. A może to tylko złudzenie? Może śnię o takim idealnym chłopaku jak Zayn. Tak naprawdę nic o nim nie wiem. Wydaje się spoko. Mogłabym codziennie patrzeć w jego oczy i nigdy by mi się to nie znudziło.

-Czemu się tak na mnie patrzysz?- jego konciki ust podniosły się do góry.
-Em...przepraszam- w moim głosie można było usłyszeć wstyd, zażenowanie. Spuściłam głowę i zaczęłam bawić się palcami. Moje paznokcie zdawały się bardziej interesujące niż kiedyś. Poczułam znane uczucie na policzkach.

-Mi to wcale nie przeszkadza- ujął mój podbródek w dłoń. Uniósł go do góry na taką wysokość, żebym znowu mogła zatopić się w jego miodowych tęczówkach. Powoli zaczął się do mnie zbliżać. Nadal patrzył mi głęboko w oczy. Dobrze wiedziałam co chciał zrobić.

-Nie ja nie mogę- szybko odskoczyłam i zatrzasnęłam mu drzwi przed nosem. Po mojej głowie chodziły tylko myśli typu "Co ja właśnie zrobiłam?!" albo "Ale z ciebie idiotka!". Sunęłam się po drzwiach i opadłam na ziemię. Po moich policzkach zaczęły spływać łzy, gdy doszłam do tego, że właśnie go straciłam.






Rozdział 6





                         Katherine


Moje nogi momentalnie zrobiły się jak z waty.Patrzyłam tylko jak odchodzi. Pewnie poczuł, mój wzrok na sobie. Odwrócił się i puścił mi oczko. Cholera!


-No nareszcie- podskoczyłam i szybko się otrząsnęłam.

-Boże to ty- położyłam rękę na piersi. Moje serce biło jak oszalałe. Nie wiem, czy przez to, że się przestraszyłam, czy przez to co przed chwilą zaistniało z Zaynem. Ciągle czułam jego ciepły oddech na policzku.
-Nie ty smerf- przewróciła oczami.-Otwórz wreszcie te drzwi!
Wyciągnęłam klucze z torebki i włożyłam w zamek. Po chwili byłyśmy już w kuchni.
-Zadzwoń do rodziców- powiedziała otwierając lodówkę.
-Nie mam telefonu, ty zadzwoń.
-Ech...

Usłyszałam dzwonek. Rodzice już wrócili! Telefon!


Rzuciłam się szybko w stronę drzwi.

-Już jesteście- nie myliłam się.
-Tak, a co źle, że już przyszliśmy.
-Eee... nie? Macie mój telefon- spytałam z nadzieją.
-Jaki telefon?- tata zmarszczył czoło.
-Cholera- mruknęłam.

Szybko wbiegłam po schodach i wparowałam do pokoju. Na ścianach wisiały lampki, przypominające świąteczne, które oświetlały pokój różowo-niebieskim światełkiem. Pod nimi stało łóżko, na którym leżał laptop. Włączyłam go i zalogowałam się na facebook'a. Dzięki bogu, Zayn jest dostępny. Odważyłam się napisać.

"Hej. ;)" 
"Hej. Co u ciebie? x."
"Dobrze. Słuchaj jest taka sprawa."
"Wal śmiało.  x."
"Telefon..." poczułam, że moje poliki oblewają rumieńce.
"Haha. Przyniosę ci go.  x."
Zapewne się ze mnie śmieję.
"Dzięki." napisałam i wyłączyłam komputer.

Założyłam biały t-shirt i czarne szorty. Było około... Co?! 01 w nocy? Otworzyłam drzwi od pokoju. Ciemno. Pewnie już śpią. Z powrotem wgramoliłam się na łóżko. Powoli pogrążałam się w krainie snów, gdy naglę usłyszałam pukanie. Podniosłam się szybko. Mój wzrok powędrował na okno. Zauważyłam postać o ciemnych włosach. Idiotko, w takiej ciemności każdy miałby ciemne włosy. Podeszłam niepewnie bliżej. Zayn?! Otworzyłam okno jak najszybciej.

- Co ty ćpałeś?- byłam trochę wkurzona. Mogło mu się coś stać.
- Nic, ale piłem soczek- ukazał rząd białych zębów. Wyglądał jak małe dziecko, które zacieszało, bo dostało lizaka.

Po chwili stał już przede mną. Wyciągnął rękę i podał mi telefon.
-Dziękuję- uśmiechnęłam się słodko.
-Nie ma za co- odwzajemnił mój gest.
-Wiem może do czego służą drzwi?- zapytałam mrużąc oczy.
-Chyba nie- zrobił smutną minę i pokręcił znacząco głową.
-Widać...






sobota, 26 października 2013

Rozdział 5




Wieczór zapowiadał się miło. Była jedna rzecz, która mnie dziwiła. Zayn był taki sztywny przy swoim ojcu.


Około 22 do taty zadzwoniła Carly. Mówiła, że musimy już wracać, bo nie wzięła kluczy. Rozmawiałam akurat z Zaynem. Naszą konwersację przerwała mama.


- My się już będziemy zbierać - moja rodzicielka wstała i chwyciła swoją torebkę. - Musimy dać klucz naszej córce.
- Zostańcie jeszcze - zgadzam się z panią Malik.
- No to wy zostańcie, a ja zaniosę jej te klucze - zaproponowałam.
- Nie, jest już ciemno - ta opiekuńczość mojej mamy mnie wykończy.
- Pójdę z nią - odezwał się Zayn.

Zrobiłam minę szczeniaka do mamy.

- No dobrze - wstałam z krzesła i cmoknęłam moją mamę w policzek.
- Dzięki.

Byliśmy już w połowie drogi do mojego domu. Księżyc wisiał nad nami i oświetlał nam drogę.

- Nudziło ci się, co nie ? - odezwał się Zayn. 
- Nie było... miło. Szczerze to gdyby nie ty to bym się tam zanudziła - przystanęłam na chwilę.
- Coś nie tak? - Zayn zbliżył odległość miedzy nami. Ale ze mnie sierota. Kiedy siedzieliśmy przy stole chciałam sprawdzić, która godzina. Wyciągnęłam telefon z torby, a potem położyłam go na stole. Kurwaaa...
- Em.. No bo ja zostawiłam u ciebie telefon - spojrzałam na niego marszcząc czoło. Z jego ust wydobył się śmiesz. Spojrzałam na niego z grymasem.
- Jakim cudem? - nie zeszczaj się tylko...
- Nie wiem... - powiedziałam ze złością, ale też z niepewnością.
- Dobra chodź, najpierw zaniesiemy te klucze. Wyśle mamie SMS'A i twoi rodzice wezmą telefon - spojrzałam przed siebie i zaczęłam iść szybkim krokiem. Można powiedzieć, że prawie biegłam.
- Czekaj no! - słyszałam jego chichot.


                            Zayn

- Długo jeszcze? - zapytałem dysząc. Szliśmy już jakąś godzinę.
- Moja wina, że się tak wleczysz? - zaczęła iść szybciej i posłała mi łobuzerski uśmiech.
- Tak chcesz się bawić? - ruszyłem biegiem za nią.

Obejrzała się do tyłu i ruszyła na przód. Złapałem ją za rękę i przyciągnąłem do swojego torsu. Chciałem ją pocałować, ale się wyrwała i znowu zaczęła biec. Weszła na drogę prowadzącą do parku.

- Wolniej nie umiesz? - zawołała.
- Umiem - uśmiechnąłem się zadziornie.
- Zmęczyłam się - powiedziała dysząc.
- Naprawdę? - powiedziałem sarkastycznie.

Prychnęła. Usiadła na ławce i ściągnęła z nóg baleriny.
- Bolą? - usiadłem koło niej i spojrzałem na jej pięty. Były całe czerwone.
- Strasznie - zaczęła masować swoje stopy.
Rozwiązałem sznorówki i ściągnąłem czarne conversy z nóg.
- Co ty odpierdalasz? - wyszczerzyła te swoje błękitne oczka. Położyłem buty na ziemi.
- Załóż je - wskazałem głową na conversy.
- Dobrze się czujesz? 
- Cudownie - odpowiedziałem i wziąłem buta do ręki. Wsunąłem obuwie na jej stopę.
- Zayn... - zaczęła, ale jej przerwałem.
- Przecież nogi cię bolą.
- No tak... 
- To nie narzekaj.

Poczułem wibracje w kieszeni. Chwyciłem telefon w dłoń.
- Odbierz - po jej słowach przeciągnąłem zieloną słuchawkę.
- Halo? - w telefonie usłyszałem damski głos.
- Ty to? - zapytałem zdezorientowany. Paplała coś, a ja nie wiedziałem kto to.
- Carly.
- Aaa. Co chcesz?
- A wiesz czekam se pod drzwiami już godzinę, umieram z głodu. Nic ważnego - mieliśmy zanieść jej klucze. Ups...
- Jak wszystko ok, to po co dzwonisz? - spytałem sarkastycznie.
- Ruszcie te dupska i zapierdalajcie dać mi te jebane klucze! - zaczęła drzeć się do słuchawki.
- Co tak wulgarnie? Niegrzeczna dziewczynka - zaczęła przeklinać pod nosem, po czym powiedziała:
- Ruszcie się - rozłączyła się.

Uśmiechnąłem się do Cat.
- Kto to?
- Twoja kochana siostra - wyszczerzyłem zęby.
- Klucze! - szybko podniosła się z ławki. - Mieliśmy zanieść jej klucze. Ojć... - uśmiechnęła się figlarnie. - Mam przerąbane.
- Niee, obronię cię - powiedziałem napinając się.
- Hahah, ty ledwo ołówek podnosisz - weszła na ścieżkę, która prowadziła do skrótów. 
- Co ty powiedziałaś?
- Do tego, że z siłą 10-latka, to jeszcze głuchy.
Ruszyłem w jej stronę. Złapałem ją w talii i przerzuciłem przez ramię.
- Co ty do cholery robisz? - w ogóle nie zwracałem uwagi na to, że wali mię pięściami w plecy.
- Jak przeprosisz to cię postawię.
- Chyba śnisz - powiedziała i ścisnęła materiał mojej koszulki.
- Nie to nie - uśmiechnąłem się kiedy usłyszałem jej westchnięcie.
- Ech... Przepraszam cię za to, że nie masz siły i jesteś głuchy - postawiłem ją na ziemi.
- Może być.
- Dobra chodź, bo już mi się dostanie.

Całą drogę się śmialiśmy. Objąłem ją w talii na co się nie sprzeciwiła.
- To już tu - wskazała na biały dom.
- Super się bawiłem - zatopiłem się w jej niebieskich tęczówkach.
- Ja też. Dobra lecę. Papa - cmoknąłem ją w policzek. Zarumieniła się. Słodko wyglądała.
- Oddasz mi buty - spytałem z uśmiechem na twarzy.
- Co? Aaa. Oczywiście - zsunęła je ze swoich małych stopek.
Włożyłem je i zmniejszyłem dystans między nami.
- Do jutra - wyszeptałem jej do ucha. 













środa, 23 października 2013

Rozdział 4





                            Katherine


- Mamo już jesteśmy! - ściągnęłam conversy i weszła do kuchni.

- U babeczki. Mamo ty wiesz jak ja cię kocham - objęłam moją rodzicielkę. Wzięłam w rękę babeczkę. 
- O nie kochana, to nie dla ciebie - zabrała mi ją i odłożyła na miejsce.
- No weź tylko jedną - zrobiłam minę szczeniaka.
- Nie, to wszystko jest na dzisiejszą kolację.
- To dzisiaj? Mamo, muszę iść? 

Tata pracuję w firmie jakiegoś faceta. Musi się z nim spotkać. Ten koleś zaprosił całą rodzinę. Mamy iść do niego do domu. Jego firma bankrutuje. Facet narobił se długów i mój tata ma przez to problemy z pracą.


- Katherino masz iść z nami na tą kolację. Nie chcesz chyba rozczarować ojca?

- No nie... - jezu ja się tam zanudzę na śmierć.
-Idź się powoli szykuj, bo jak Carly wejdzie do łazienki to przez 2 godziny nie wyjdzie - odpowiedziałam jej westchnięciem.

Weszłam do pokoju. Przygotowałam jasno-różową sukienkę w koronkę. Hm... Carls powinna się szykować.


Wparowałam do jej pokoju. Leżała na łóżku i gadała przez telefon.


- Carly? 

- Cii - przyłożyła palec do ust.

Boże. Podeszłam do niej i wyrwałam jej telefon z ręki. Przeciągnęłam palcem po ekranie.


- Co ty do cholery robisz?

- Rozłączam się, nie widać? - wstała z łóżka i ruszyła w moją stronę. Zaczęła wyrywać mi jej komurke z ręki.
- Ogarnij się idiotko! - oddałam jej ten pierdolony telefon.
- Czego chcesz? - kurwa jednorożca wiesz ?
- Idziesz na ta kolację do szefa taty? - próbowałam się opanować, ale przy tej kobiecie nie da rady.
- Nie - odblokowała telefon i zaczęła klikać.
- Co? Dlaczego? Mama wie? - wyszczerzyłam oczy. Mi nie pozwoliła, a jej?!
- Idę z Mandy do centrum i tak mama wie - niesprawiedliwość...
- Nie wierze. Co ci powiedziała? - czemu to zawsze jej musi na wszystko pozwalać?
- Najpierw coś gadała, a później się zgodziła - tak tera to potwierdzone... Zanudzę się tam na śmierć.Papa świecie...
- Bądź dobrą siostrą i pójdź ze mną.Ja tam normalnie zasnę!
- Nie zaśniesz. Syn szefa jest mega ciachem. Ja bym się ciągle na niego lampiła, ale Liam i tak lepszy - a co mnie do cholery jakiś koleś obchodzi?

- Cat szykuj się! - usłyszałam krzyk mojej mamy. Westchnęłam i poczłapałam do pokoju i założyłam sukienkę. Zrobiłam lekki makijaż i spięłam włosy w koka. Ubrałam moje ulubione balerinki.

- Cat pospiesz się! - wyjrzałam przez okno. Tata siedział już w samochodzie.
- Już idę - mruknęłam.

Sekundę później byłam już na dole.
- Jesteśmy już spóźnieni - syknęła moja rodzicielka.
- Bardzo mi przykro - rzuciłam szybko. Mama zauważyła, że to nie było szczere. Taka prawda.
- Dziecko no chodź - szybkim krokiem ruszyłam w stronę samochodu.

- Już wiem po kim Carly ma to długie szykowanie się - to już przesada tato. Usiadłam z tyłu i nic nie mówiłam. Słyszałam tylko poszczególne 'komplementy' od mamy w moją stronę.

Po 10 minutach byliśmy już pod domem tego kolesia. Jaki on duży.
- Łoł - nic innego nie udało mi się powiedzieć.
Ocknęłam się gdy zobaczyłam jak rodzice idą w stronę drzwi. Mama nacisnęła dzwonek.
Drzwi otworzyła niska kobieta o innej cerze niż zwykłe osoby około pięćdziesiątki. Wyglądała młodo. Mulatka wpuściła nas do środka.

- Witaj Elizabeth - odezwała się moja mama.
- Cześć Margaret - kobieta uśmiechnęła  się szczerze. Ona kogoś mi przypominała, ale kogo?
- Idźcie do jadalni, a ja pójdę po mojego syna - posłusznie udaliśmy się do jadalni . Jak tu ładnie. Żyrandol z małych kryształków, białe ściany, szklany stół. Przez chwilę poczułam się jak w jakimś zamku.

- Synu pospiesz się - usłyszałam głos tej kobiety dochodzący z góry. Ciekawe czy to prawda co mówiła Carly. Moją uwagę przyciągnęły fotografie stojące na komodzie obok. Nie zdążyłam przyjrzeć się osobie na zdjęci, bo do pokoju wszedł chłopak ubrany w czarne jeansy i biały t-shirt. Nie wierzę...

- Zayn? - nie spodziewałam się, że go spotkam, a zwłaszcza tu. Zayn nie wyglądał na poukładanego człowieka jak jego mama.
- Cześć Cat - widać cieszył się z naszego spotkania.
- O już jesteś - do pokoju weszła jego mama.- To jest mój syn Zayn.
- My się znamy - powiedział i uśmiechnął się do mnie.
- Naprawdę? To dobrze. Oj ja się jeszcze nie przedstawiłam. Elizabeth Malik - podała mi swoją rękę.
- Katherine Vega - uścisnęłam jej dłoń.
- Ale ty jesteś ładniutka - moje policzki oblały rumieńce. Nikt nie mówi mi takich rzeczy często. Zza ramienia pani Malik spojrzałam na Zayna. Z jego twarzy nie schodził uśmiech. Nieraz wydaje mi się, że jest słodki...







poniedziałek, 21 października 2013

Rozdział 3





                           Katherine



- No nareszcie! - jakiś chłopak w kręconych włosach podszedł do Zayna i zabrał mu piłkę. Zmierzył mnie wzrokiem od góry do dołu.

- Hej jestem Harry - w jego policzkach ukazały się dołeczki.
- Cześć, Cat - odwzajemniłam uśmiech.

Spojrzałam na Zayna. W jego oczach widziałam zazdrość. O kogo? O mnie?!

- Eee... Zayn coś nie tak ? - mulat spojrzał się na mnie. Od razu na jego twarzy namalował się uśmiech.
- Wszystko ok - taa.. właśnie widać.

- Mieliśmy grać w siatkówkę - tą dziwną chwilę przerwał Liam.

- No to dawajcie - powiedział blondyn. - A no własnie jestem Niall, a to Louis.
- Cześć - łał moja siostra odleciała z krainy Liam! - Jestem Carly.

- Okej wszyscy się znają, możemy grać - nie proszę cię Liam. Ta piłka mnie zgniecie...

- Cat, gdyby co, to piłka ci nic nie zrobi - zachichotał cicho. Czy on czyta w moich myślach?
Uśmiechnęłam się szczerze.

- Ok to tak, Zayn, Liam, Carly i Cat na nas - Niall jesteś pewny? Ja i Carly razem to dobra drużyna.

- Okej. Przegrany kupuje lody zwycięstwom! - coś czuje, że Liam jest pewny naszej wygranej.
- Dobra, szukajcie kasę - Harry.
- Chyba wy - odpowiedziałam mu z zadziornym uśmiechem.
- Pff. Dziewczyna ma ze mną wygrać? - prychnął.
- Z tobą na pewno - powiedziałam wystawiając język.

Widziałam ten uśmiech Zayna. Chłopak nie wydaje się taki zły.


Harry posłał mi ostatni uśmiech i zaserwował. Zayn przyjął piłkę. Odbiłam ja do Carly. I... PUNKT!
- Ha - ponownie wystawiłam język do Hazzy. Mina od razu mu zbladła.
Wygralismy dużą przewagą.

- Oj Hazza dziewczyny cie pokonały - Zayn ciągle się z nim droczył.
- Sam nie jesteś lepszy. Piłkę odbiłeś tylko trzy razy - wszyscy wybuchnęliśmy śmiechem, tylko nie Zayn.
- Oj nie fochaj Zaza - Niall założył mu rękę na szyi. - Kupimy ci loda - wszyscy spojrzeli się na Niallera i śmiali się jak dzieci.
Niall ma takie coś, że jak powie byle co to i tak jest śmieszny.

Doszliśmy do lodziarni.
- To najlepsze i najdroższe lody w mieście - powiedział Zayn.
- Koleś błagam jestem spłukany - Niall.
- Przegraliście, więc kupujecie nam lody. Trzeba było się postarać.

Po chwili zaczęli się kłócić. Faceci...
- Chodź ślicznotko, chyba nie chcesz patrzeć jak ci idioci się kłócą o lody - nie byłam pewna czy mam iść z Harrym. Widac, że to kobieciarz. Wole zostać z nimi i patrzeć jak te dwa cymbały kłócą się o lody.
- Zayn - szturchnęłam go. Normalnie dzieci...
- On zaczął - wskazał ręką na Nialla i ścisnął pięści. Bez komentarza..
- Zachowujecie się jak dzieci. Kupujcie te lody i już - znudziło mi się stanie i patrzenie jak sprzedawca się z nich śmieje.


                           Zayn


Boże Niall ty nic nie ogarniasz. On zawsze mówi, że jest spłukany, a to nie prawda. Ma dużo kasy. Zbiera na gitarę. O nie wie, ale chcemy kupić mu na urodziny jego wymarzony instrument. Miał super gitarę, ale jego dziewczyna Alice (  jak ona nas wkurwia! ) wkurzyła się na niego i ją rozwaliła. Straszna kurwa! Nasz blondasek zbierał na nią cały rok. Jego rodzice są bogaci, ale żałują mu kasy. Bez sensu. Moi starzy nie mają tak dużo kasy jak jego, a i tak dają mi pieniądze. Mam pracę i zarabiam, ale to nie wystarcza.

Nareszcie kupili te lody. Nasz naburmuszony Horanek.
- Nialler no weź, kiedyś ci się odwdzięczę - ha wielbie ten ogień w jego oczach- Wiecie, że zbieram na gitarę - za tydzień posikasz się ze szczęścia Horan.
Odwróciłem się w stronę Cat. Co ona taka zła?
- Hej co ci jest? - spytałem słyszalnym głosem tylko dla niej.
- Czemu wyciągacie od niego kasę jeśli zbiera na gitarę? - widziałem złość w jej błyszczących oczach.
- Ej ludzie, idźcie my was dogonimy - powiedziałem do reszty. Poszli sobie, a ja zwróciłem się do Cat.
- To nie chodzi o to, że my wyciągamy od niego kasę. Chcemy kupić mu gitarę na urodziny za tydzień - powiedziałem stanowczo.
- Aha. To fajnie. Widać, że jesteście przyjaciółmi.
- No blondasek dużo przeszedł przez Alice, a nadal z nią jest - ta dziewczyna ciągle się kłóci. Nie wiem jak Niall z nią wytrzymuje.
- Kto to Alice? - miałem jej już opowiadać o tym wszystkim, ale Harry zaczął nas wołać.
- Ruszcie te dupska! - taa te oryginalne dobranie słów. Ruszyliśmy w ich stronę.

 Boże Cat jest taka ładna... Ale mam na nią ochotę... Moim celem było zaliczyć te wszystkie ładne dziewczyny w szkole.

- Cat musimy już iść - ej no Carly nie zbieraj mi jej.
- Dobra. Na razie Zayn.
- Pa Cat - przytuliłem ją. Nie wiem czy chciała, ale nie mogłem się powstrzymać.
Pożegnały się z resztą i odjechały.

- Chcesz ją przelecieć co nie? - Harry.
- Noo... - odpowiedziałem. Tak nie fajnie jest wykorzystywać dziewczyny, ale to silniejsze.