sobota, 26 października 2013
Rozdział 5
Wieczór zapowiadał się miło. Była jedna rzecz, która mnie dziwiła. Zayn był taki sztywny przy swoim ojcu.
Około 22 do taty zadzwoniła Carly. Mówiła, że musimy już wracać, bo nie wzięła kluczy. Rozmawiałam akurat z Zaynem. Naszą konwersację przerwała mama.
- My się już będziemy zbierać - moja rodzicielka wstała i chwyciła swoją torebkę. - Musimy dać klucz naszej córce.
- Zostańcie jeszcze - zgadzam się z panią Malik.
- No to wy zostańcie, a ja zaniosę jej te klucze - zaproponowałam.
- Nie, jest już ciemno - ta opiekuńczość mojej mamy mnie wykończy.
- Pójdę z nią - odezwał się Zayn.
Zrobiłam minę szczeniaka do mamy.
- No dobrze - wstałam z krzesła i cmoknęłam moją mamę w policzek.
- Dzięki.
Byliśmy już w połowie drogi do mojego domu. Księżyc wisiał nad nami i oświetlał nam drogę.
- Nudziło ci się, co nie ? - odezwał się Zayn.
- Nie było... miło. Szczerze to gdyby nie ty to bym się tam zanudziła - przystanęłam na chwilę.
- Coś nie tak? - Zayn zbliżył odległość miedzy nami. Ale ze mnie sierota. Kiedy siedzieliśmy przy stole chciałam sprawdzić, która godzina. Wyciągnęłam telefon z torby, a potem położyłam go na stole. Kurwaaa...
- Em.. No bo ja zostawiłam u ciebie telefon - spojrzałam na niego marszcząc czoło. Z jego ust wydobył się śmiesz. Spojrzałam na niego z grymasem.
- Jakim cudem? - nie zeszczaj się tylko...
- Nie wiem... - powiedziałam ze złością, ale też z niepewnością.
- Dobra chodź, najpierw zaniesiemy te klucze. Wyśle mamie SMS'A i twoi rodzice wezmą telefon - spojrzałam przed siebie i zaczęłam iść szybkim krokiem. Można powiedzieć, że prawie biegłam.
- Czekaj no! - słyszałam jego chichot.
Zayn
- Długo jeszcze? - zapytałem dysząc. Szliśmy już jakąś godzinę.
- Moja wina, że się tak wleczysz? - zaczęła iść szybciej i posłała mi łobuzerski uśmiech.
- Tak chcesz się bawić? - ruszyłem biegiem za nią.
Obejrzała się do tyłu i ruszyła na przód. Złapałem ją za rękę i przyciągnąłem do swojego torsu. Chciałem ją pocałować, ale się wyrwała i znowu zaczęła biec. Weszła na drogę prowadzącą do parku.
- Wolniej nie umiesz? - zawołała.
- Umiem - uśmiechnąłem się zadziornie.
- Zmęczyłam się - powiedziała dysząc.
- Naprawdę? - powiedziałem sarkastycznie.
Prychnęła. Usiadła na ławce i ściągnęła z nóg baleriny.
- Bolą? - usiadłem koło niej i spojrzałem na jej pięty. Były całe czerwone.
- Strasznie - zaczęła masować swoje stopy.
Rozwiązałem sznorówki i ściągnąłem czarne conversy z nóg.
- Co ty odpierdalasz? - wyszczerzyła te swoje błękitne oczka. Położyłem buty na ziemi.
- Załóż je - wskazałem głową na conversy.
- Dobrze się czujesz?
- Cudownie - odpowiedziałem i wziąłem buta do ręki. Wsunąłem obuwie na jej stopę.
- Zayn... - zaczęła, ale jej przerwałem.
- Przecież nogi cię bolą.
- No tak...
- To nie narzekaj.
Poczułem wibracje w kieszeni. Chwyciłem telefon w dłoń.
- Odbierz - po jej słowach przeciągnąłem zieloną słuchawkę.
- Halo? - w telefonie usłyszałem damski głos.
- Ty to? - zapytałem zdezorientowany. Paplała coś, a ja nie wiedziałem kto to.
- Carly.
- Aaa. Co chcesz?
- A wiesz czekam se pod drzwiami już godzinę, umieram z głodu. Nic ważnego - mieliśmy zanieść jej klucze. Ups...
- Jak wszystko ok, to po co dzwonisz? - spytałem sarkastycznie.
- Ruszcie te dupska i zapierdalajcie dać mi te jebane klucze! - zaczęła drzeć się do słuchawki.
- Co tak wulgarnie? Niegrzeczna dziewczynka - zaczęła przeklinać pod nosem, po czym powiedziała:
- Ruszcie się - rozłączyła się.
Uśmiechnąłem się do Cat.
- Kto to?
- Twoja kochana siostra - wyszczerzyłem zęby.
- Klucze! - szybko podniosła się z ławki. - Mieliśmy zanieść jej klucze. Ojć... - uśmiechnęła się figlarnie. - Mam przerąbane.
- Niee, obronię cię - powiedziałem napinając się.
- Hahah, ty ledwo ołówek podnosisz - weszła na ścieżkę, która prowadziła do skrótów.
- Co ty powiedziałaś?
- Do tego, że z siłą 10-latka, to jeszcze głuchy.
Ruszyłem w jej stronę. Złapałem ją w talii i przerzuciłem przez ramię.
- Co ty do cholery robisz? - w ogóle nie zwracałem uwagi na to, że wali mię pięściami w plecy.
- Jak przeprosisz to cię postawię.
- Chyba śnisz - powiedziała i ścisnęła materiał mojej koszulki.
- Nie to nie - uśmiechnąłem się kiedy usłyszałem jej westchnięcie.
- Ech... Przepraszam cię za to, że nie masz siły i jesteś głuchy - postawiłem ją na ziemi.
- Może być.
- Dobra chodź, bo już mi się dostanie.
Całą drogę się śmialiśmy. Objąłem ją w talii na co się nie sprzeciwiła.
- To już tu - wskazała na biały dom.
- Super się bawiłem - zatopiłem się w jej niebieskich tęczówkach.
- Ja też. Dobra lecę. Papa - cmoknąłem ją w policzek. Zarumieniła się. Słodko wyglądała.
- Oddasz mi buty - spytałem z uśmiechem na twarzy.
- Co? Aaa. Oczywiście - zsunęła je ze swoich małych stopek.
Włożyłem je i zmniejszyłem dystans między nami.
- Do jutra - wyszeptałem jej do ucha.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz