środa, 30 października 2013

Rozdział 6





                         Katherine


Moje nogi momentalnie zrobiły się jak z waty.Patrzyłam tylko jak odchodzi. Pewnie poczuł, mój wzrok na sobie. Odwrócił się i puścił mi oczko. Cholera!


-No nareszcie- podskoczyłam i szybko się otrząsnęłam.

-Boże to ty- położyłam rękę na piersi. Moje serce biło jak oszalałe. Nie wiem, czy przez to, że się przestraszyłam, czy przez to co przed chwilą zaistniało z Zaynem. Ciągle czułam jego ciepły oddech na policzku.
-Nie ty smerf- przewróciła oczami.-Otwórz wreszcie te drzwi!
Wyciągnęłam klucze z torebki i włożyłam w zamek. Po chwili byłyśmy już w kuchni.
-Zadzwoń do rodziców- powiedziała otwierając lodówkę.
-Nie mam telefonu, ty zadzwoń.
-Ech...

Usłyszałam dzwonek. Rodzice już wrócili! Telefon!


Rzuciłam się szybko w stronę drzwi.

-Już jesteście- nie myliłam się.
-Tak, a co źle, że już przyszliśmy.
-Eee... nie? Macie mój telefon- spytałam z nadzieją.
-Jaki telefon?- tata zmarszczył czoło.
-Cholera- mruknęłam.

Szybko wbiegłam po schodach i wparowałam do pokoju. Na ścianach wisiały lampki, przypominające świąteczne, które oświetlały pokój różowo-niebieskim światełkiem. Pod nimi stało łóżko, na którym leżał laptop. Włączyłam go i zalogowałam się na facebook'a. Dzięki bogu, Zayn jest dostępny. Odważyłam się napisać.

"Hej. ;)" 
"Hej. Co u ciebie? x."
"Dobrze. Słuchaj jest taka sprawa."
"Wal śmiało.  x."
"Telefon..." poczułam, że moje poliki oblewają rumieńce.
"Haha. Przyniosę ci go.  x."
Zapewne się ze mnie śmieję.
"Dzięki." napisałam i wyłączyłam komputer.

Założyłam biały t-shirt i czarne szorty. Było około... Co?! 01 w nocy? Otworzyłam drzwi od pokoju. Ciemno. Pewnie już śpią. Z powrotem wgramoliłam się na łóżko. Powoli pogrążałam się w krainie snów, gdy naglę usłyszałam pukanie. Podniosłam się szybko. Mój wzrok powędrował na okno. Zauważyłam postać o ciemnych włosach. Idiotko, w takiej ciemności każdy miałby ciemne włosy. Podeszłam niepewnie bliżej. Zayn?! Otworzyłam okno jak najszybciej.

- Co ty ćpałeś?- byłam trochę wkurzona. Mogło mu się coś stać.
- Nic, ale piłem soczek- ukazał rząd białych zębów. Wyglądał jak małe dziecko, które zacieszało, bo dostało lizaka.

Po chwili stał już przede mną. Wyciągnął rękę i podał mi telefon.
-Dziękuję- uśmiechnęłam się słodko.
-Nie ma za co- odwzajemnił mój gest.
-Wiem może do czego służą drzwi?- zapytałam mrużąc oczy.
-Chyba nie- zrobił smutną minę i pokręcił znacząco głową.
-Widać...






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz