środa, 30 października 2013

Rozdział 7


Rozmawialiśmy bardzo długo. Zerknęłam wreszcie na zegarek. 04?!
-Zayn nie chcę cię martwic, ale jest chyba późno- wskazałam palcem na zegarek.
-Raczej wcześnie- posłał mi ten jeden z jego najsłodszych uśmiechów.-To może ja już będę się zbierał.
-Tak wcześnie?- oboje się zaśmialiśmy.
-Przyjdę po ciebie jutro... em to znaczy dzisiaj o 13. Ok?- podniósł się z ziemi i podał mi rękę. Położyłam swoją dłoń na jego ogromnej. Po chwili stałam tuż przednim.
-Ok-powiedziałam-Jak już wychodzisz, to wyjdź przez drzwi.
-Zabierasz mi frajdę- otworzył drzwi i wskazał ręką. Weszłam na korytarz, a Zayn tuż za mną.

-Błagam tylko cicho- szepnęłam z błagalnym wzrokiem.
-Dobra,dobra- tak mi się wydaję, że miał zamiar zapalić światło. Szybko dostać kuksańca w bok.
-Ała. A to za co?
-Nie zapalaj.
-Chcesz się o coś zabić?- przekrzywił głowę w bok.
-Raczej nie, ale obudzisz rodziców i zrzędę- zachichotał.
-To co.
-A to, że będą się później czepiać- powiedziałam szybko.

Schodziliśmy po schodach. Nagle nie wiem jak potknęłam się o własne nogi. Ześlizgnęłam się z jednego schodka. Poczułam jak ktoś łapię mię za ramię.


-A nie mówiłem, że się zabijesz?- jego konciki ust uniosły się i uformowały przepiękny uśmiech.

-Jak widzisz żyję.

Usłyszałam skrzypienie drzwi. Złapałam Zayna za rękę i popędziłam na dół.

-Co ci?- spytał z zaskoczeniem wymalowanym na twarzy.
-Nie słyszałeś jak ktoś wychodzi z pokoju?- wyprowadziłam go z domu, a sama stanęłam na wycieraczce zamykając po cichu drzwi.

-Słyszałem, ale czemu uciekasz?
-Nie uciekam. Po prostu jak cię zobaczą to będą gadać, że z tobą jestem itp-powiedziałam na jednym wdechu.
-A to źle?- zdecydowanie zmniejszył dystans między nami.
-Co nie...- mój oddech przyspieszył razem z biciem serca. Poczułam jak moje policzki oblewają gorące, czerwone plamy. 

Spojrzałam mu prosto w oczy. W jego miodowych tęczówkach można by tonąć i tonąć... Wbiłam wzrok w jego malinowe usta. 

Zayn zauważył, że się na niego gapię. Odchrząknął i zachichotał. Na mojej twarzy pojawiły się rumieńce wstydu.
-Słodko wyglądasz jak się rumienisz- przejechał palcem po moim prawym poliku. Położyłam rękę na jego torsie. Poczułam idealnie wyrzeźbioną i umięśnioną klatkę piersiową. Widziałam rozbawienie Zayna.

-Podoba ci się?- zobaczyłam blask w jego oczach. Pierdolone rumieńce znowu oblały moje poliki. Zawsze pojawiały się, gdy Zayn mówił coś miłego w moim kierunku. Tylko przy nim czułam się taka ważna i znacząca. Przy nim zapominałam jak oddychać. Nigdy nie zachowywałam się tak przy żadnym chłopaku, a zwłaszcza jak byłam z Justinem (moim byłym). Miałam w dupie czy uzna mnie za idiotkę, on był zwykłym dupkiem, a Zayn? Wydaje mi się, że coś dla niego znaczę. A może to tylko złudzenie? Może śnię o takim idealnym chłopaku jak Zayn. Tak naprawdę nic o nim nie wiem. Wydaje się spoko. Mogłabym codziennie patrzeć w jego oczy i nigdy by mi się to nie znudziło.

-Czemu się tak na mnie patrzysz?- jego konciki ust podniosły się do góry.
-Em...przepraszam- w moim głosie można było usłyszeć wstyd, zażenowanie. Spuściłam głowę i zaczęłam bawić się palcami. Moje paznokcie zdawały się bardziej interesujące niż kiedyś. Poczułam znane uczucie na policzkach.

-Mi to wcale nie przeszkadza- ujął mój podbródek w dłoń. Uniósł go do góry na taką wysokość, żebym znowu mogła zatopić się w jego miodowych tęczówkach. Powoli zaczął się do mnie zbliżać. Nadal patrzył mi głęboko w oczy. Dobrze wiedziałam co chciał zrobić.

-Nie ja nie mogę- szybko odskoczyłam i zatrzasnęłam mu drzwi przed nosem. Po mojej głowie chodziły tylko myśli typu "Co ja właśnie zrobiłam?!" albo "Ale z ciebie idiotka!". Sunęłam się po drzwiach i opadłam na ziemię. Po moich policzkach zaczęły spływać łzy, gdy doszłam do tego, że właśnie go straciłam.






Rozdział 6





                         Katherine


Moje nogi momentalnie zrobiły się jak z waty.Patrzyłam tylko jak odchodzi. Pewnie poczuł, mój wzrok na sobie. Odwrócił się i puścił mi oczko. Cholera!


-No nareszcie- podskoczyłam i szybko się otrząsnęłam.

-Boże to ty- położyłam rękę na piersi. Moje serce biło jak oszalałe. Nie wiem, czy przez to, że się przestraszyłam, czy przez to co przed chwilą zaistniało z Zaynem. Ciągle czułam jego ciepły oddech na policzku.
-Nie ty smerf- przewróciła oczami.-Otwórz wreszcie te drzwi!
Wyciągnęłam klucze z torebki i włożyłam w zamek. Po chwili byłyśmy już w kuchni.
-Zadzwoń do rodziców- powiedziała otwierając lodówkę.
-Nie mam telefonu, ty zadzwoń.
-Ech...

Usłyszałam dzwonek. Rodzice już wrócili! Telefon!


Rzuciłam się szybko w stronę drzwi.

-Już jesteście- nie myliłam się.
-Tak, a co źle, że już przyszliśmy.
-Eee... nie? Macie mój telefon- spytałam z nadzieją.
-Jaki telefon?- tata zmarszczył czoło.
-Cholera- mruknęłam.

Szybko wbiegłam po schodach i wparowałam do pokoju. Na ścianach wisiały lampki, przypominające świąteczne, które oświetlały pokój różowo-niebieskim światełkiem. Pod nimi stało łóżko, na którym leżał laptop. Włączyłam go i zalogowałam się na facebook'a. Dzięki bogu, Zayn jest dostępny. Odważyłam się napisać.

"Hej. ;)" 
"Hej. Co u ciebie? x."
"Dobrze. Słuchaj jest taka sprawa."
"Wal śmiało.  x."
"Telefon..." poczułam, że moje poliki oblewają rumieńce.
"Haha. Przyniosę ci go.  x."
Zapewne się ze mnie śmieję.
"Dzięki." napisałam i wyłączyłam komputer.

Założyłam biały t-shirt i czarne szorty. Było około... Co?! 01 w nocy? Otworzyłam drzwi od pokoju. Ciemno. Pewnie już śpią. Z powrotem wgramoliłam się na łóżko. Powoli pogrążałam się w krainie snów, gdy naglę usłyszałam pukanie. Podniosłam się szybko. Mój wzrok powędrował na okno. Zauważyłam postać o ciemnych włosach. Idiotko, w takiej ciemności każdy miałby ciemne włosy. Podeszłam niepewnie bliżej. Zayn?! Otworzyłam okno jak najszybciej.

- Co ty ćpałeś?- byłam trochę wkurzona. Mogło mu się coś stać.
- Nic, ale piłem soczek- ukazał rząd białych zębów. Wyglądał jak małe dziecko, które zacieszało, bo dostało lizaka.

Po chwili stał już przede mną. Wyciągnął rękę i podał mi telefon.
-Dziękuję- uśmiechnęłam się słodko.
-Nie ma za co- odwzajemnił mój gest.
-Wiem może do czego służą drzwi?- zapytałam mrużąc oczy.
-Chyba nie- zrobił smutną minę i pokręcił znacząco głową.
-Widać...






sobota, 26 października 2013

Rozdział 5




Wieczór zapowiadał się miło. Była jedna rzecz, która mnie dziwiła. Zayn był taki sztywny przy swoim ojcu.


Około 22 do taty zadzwoniła Carly. Mówiła, że musimy już wracać, bo nie wzięła kluczy. Rozmawiałam akurat z Zaynem. Naszą konwersację przerwała mama.


- My się już będziemy zbierać - moja rodzicielka wstała i chwyciła swoją torebkę. - Musimy dać klucz naszej córce.
- Zostańcie jeszcze - zgadzam się z panią Malik.
- No to wy zostańcie, a ja zaniosę jej te klucze - zaproponowałam.
- Nie, jest już ciemno - ta opiekuńczość mojej mamy mnie wykończy.
- Pójdę z nią - odezwał się Zayn.

Zrobiłam minę szczeniaka do mamy.

- No dobrze - wstałam z krzesła i cmoknęłam moją mamę w policzek.
- Dzięki.

Byliśmy już w połowie drogi do mojego domu. Księżyc wisiał nad nami i oświetlał nam drogę.

- Nudziło ci się, co nie ? - odezwał się Zayn. 
- Nie było... miło. Szczerze to gdyby nie ty to bym się tam zanudziła - przystanęłam na chwilę.
- Coś nie tak? - Zayn zbliżył odległość miedzy nami. Ale ze mnie sierota. Kiedy siedzieliśmy przy stole chciałam sprawdzić, która godzina. Wyciągnęłam telefon z torby, a potem położyłam go na stole. Kurwaaa...
- Em.. No bo ja zostawiłam u ciebie telefon - spojrzałam na niego marszcząc czoło. Z jego ust wydobył się śmiesz. Spojrzałam na niego z grymasem.
- Jakim cudem? - nie zeszczaj się tylko...
- Nie wiem... - powiedziałam ze złością, ale też z niepewnością.
- Dobra chodź, najpierw zaniesiemy te klucze. Wyśle mamie SMS'A i twoi rodzice wezmą telefon - spojrzałam przed siebie i zaczęłam iść szybkim krokiem. Można powiedzieć, że prawie biegłam.
- Czekaj no! - słyszałam jego chichot.


                            Zayn

- Długo jeszcze? - zapytałem dysząc. Szliśmy już jakąś godzinę.
- Moja wina, że się tak wleczysz? - zaczęła iść szybciej i posłała mi łobuzerski uśmiech.
- Tak chcesz się bawić? - ruszyłem biegiem za nią.

Obejrzała się do tyłu i ruszyła na przód. Złapałem ją za rękę i przyciągnąłem do swojego torsu. Chciałem ją pocałować, ale się wyrwała i znowu zaczęła biec. Weszła na drogę prowadzącą do parku.

- Wolniej nie umiesz? - zawołała.
- Umiem - uśmiechnąłem się zadziornie.
- Zmęczyłam się - powiedziała dysząc.
- Naprawdę? - powiedziałem sarkastycznie.

Prychnęła. Usiadła na ławce i ściągnęła z nóg baleriny.
- Bolą? - usiadłem koło niej i spojrzałem na jej pięty. Były całe czerwone.
- Strasznie - zaczęła masować swoje stopy.
Rozwiązałem sznorówki i ściągnąłem czarne conversy z nóg.
- Co ty odpierdalasz? - wyszczerzyła te swoje błękitne oczka. Położyłem buty na ziemi.
- Załóż je - wskazałem głową na conversy.
- Dobrze się czujesz? 
- Cudownie - odpowiedziałem i wziąłem buta do ręki. Wsunąłem obuwie na jej stopę.
- Zayn... - zaczęła, ale jej przerwałem.
- Przecież nogi cię bolą.
- No tak... 
- To nie narzekaj.

Poczułem wibracje w kieszeni. Chwyciłem telefon w dłoń.
- Odbierz - po jej słowach przeciągnąłem zieloną słuchawkę.
- Halo? - w telefonie usłyszałem damski głos.
- Ty to? - zapytałem zdezorientowany. Paplała coś, a ja nie wiedziałem kto to.
- Carly.
- Aaa. Co chcesz?
- A wiesz czekam se pod drzwiami już godzinę, umieram z głodu. Nic ważnego - mieliśmy zanieść jej klucze. Ups...
- Jak wszystko ok, to po co dzwonisz? - spytałem sarkastycznie.
- Ruszcie te dupska i zapierdalajcie dać mi te jebane klucze! - zaczęła drzeć się do słuchawki.
- Co tak wulgarnie? Niegrzeczna dziewczynka - zaczęła przeklinać pod nosem, po czym powiedziała:
- Ruszcie się - rozłączyła się.

Uśmiechnąłem się do Cat.
- Kto to?
- Twoja kochana siostra - wyszczerzyłem zęby.
- Klucze! - szybko podniosła się z ławki. - Mieliśmy zanieść jej klucze. Ojć... - uśmiechnęła się figlarnie. - Mam przerąbane.
- Niee, obronię cię - powiedziałem napinając się.
- Hahah, ty ledwo ołówek podnosisz - weszła na ścieżkę, która prowadziła do skrótów. 
- Co ty powiedziałaś?
- Do tego, że z siłą 10-latka, to jeszcze głuchy.
Ruszyłem w jej stronę. Złapałem ją w talii i przerzuciłem przez ramię.
- Co ty do cholery robisz? - w ogóle nie zwracałem uwagi na to, że wali mię pięściami w plecy.
- Jak przeprosisz to cię postawię.
- Chyba śnisz - powiedziała i ścisnęła materiał mojej koszulki.
- Nie to nie - uśmiechnąłem się kiedy usłyszałem jej westchnięcie.
- Ech... Przepraszam cię za to, że nie masz siły i jesteś głuchy - postawiłem ją na ziemi.
- Może być.
- Dobra chodź, bo już mi się dostanie.

Całą drogę się śmialiśmy. Objąłem ją w talii na co się nie sprzeciwiła.
- To już tu - wskazała na biały dom.
- Super się bawiłem - zatopiłem się w jej niebieskich tęczówkach.
- Ja też. Dobra lecę. Papa - cmoknąłem ją w policzek. Zarumieniła się. Słodko wyglądała.
- Oddasz mi buty - spytałem z uśmiechem na twarzy.
- Co? Aaa. Oczywiście - zsunęła je ze swoich małych stopek.
Włożyłem je i zmniejszyłem dystans między nami.
- Do jutra - wyszeptałem jej do ucha. 













środa, 23 października 2013

Rozdział 4





                            Katherine


- Mamo już jesteśmy! - ściągnęłam conversy i weszła do kuchni.

- U babeczki. Mamo ty wiesz jak ja cię kocham - objęłam moją rodzicielkę. Wzięłam w rękę babeczkę. 
- O nie kochana, to nie dla ciebie - zabrała mi ją i odłożyła na miejsce.
- No weź tylko jedną - zrobiłam minę szczeniaka.
- Nie, to wszystko jest na dzisiejszą kolację.
- To dzisiaj? Mamo, muszę iść? 

Tata pracuję w firmie jakiegoś faceta. Musi się z nim spotkać. Ten koleś zaprosił całą rodzinę. Mamy iść do niego do domu. Jego firma bankrutuje. Facet narobił se długów i mój tata ma przez to problemy z pracą.


- Katherino masz iść z nami na tą kolację. Nie chcesz chyba rozczarować ojca?

- No nie... - jezu ja się tam zanudzę na śmierć.
-Idź się powoli szykuj, bo jak Carly wejdzie do łazienki to przez 2 godziny nie wyjdzie - odpowiedziałam jej westchnięciem.

Weszłam do pokoju. Przygotowałam jasno-różową sukienkę w koronkę. Hm... Carls powinna się szykować.


Wparowałam do jej pokoju. Leżała na łóżku i gadała przez telefon.


- Carly? 

- Cii - przyłożyła palec do ust.

Boże. Podeszłam do niej i wyrwałam jej telefon z ręki. Przeciągnęłam palcem po ekranie.


- Co ty do cholery robisz?

- Rozłączam się, nie widać? - wstała z łóżka i ruszyła w moją stronę. Zaczęła wyrywać mi jej komurke z ręki.
- Ogarnij się idiotko! - oddałam jej ten pierdolony telefon.
- Czego chcesz? - kurwa jednorożca wiesz ?
- Idziesz na ta kolację do szefa taty? - próbowałam się opanować, ale przy tej kobiecie nie da rady.
- Nie - odblokowała telefon i zaczęła klikać.
- Co? Dlaczego? Mama wie? - wyszczerzyłam oczy. Mi nie pozwoliła, a jej?!
- Idę z Mandy do centrum i tak mama wie - niesprawiedliwość...
- Nie wierze. Co ci powiedziała? - czemu to zawsze jej musi na wszystko pozwalać?
- Najpierw coś gadała, a później się zgodziła - tak tera to potwierdzone... Zanudzę się tam na śmierć.Papa świecie...
- Bądź dobrą siostrą i pójdź ze mną.Ja tam normalnie zasnę!
- Nie zaśniesz. Syn szefa jest mega ciachem. Ja bym się ciągle na niego lampiła, ale Liam i tak lepszy - a co mnie do cholery jakiś koleś obchodzi?

- Cat szykuj się! - usłyszałam krzyk mojej mamy. Westchnęłam i poczłapałam do pokoju i założyłam sukienkę. Zrobiłam lekki makijaż i spięłam włosy w koka. Ubrałam moje ulubione balerinki.

- Cat pospiesz się! - wyjrzałam przez okno. Tata siedział już w samochodzie.
- Już idę - mruknęłam.

Sekundę później byłam już na dole.
- Jesteśmy już spóźnieni - syknęła moja rodzicielka.
- Bardzo mi przykro - rzuciłam szybko. Mama zauważyła, że to nie było szczere. Taka prawda.
- Dziecko no chodź - szybkim krokiem ruszyłam w stronę samochodu.

- Już wiem po kim Carly ma to długie szykowanie się - to już przesada tato. Usiadłam z tyłu i nic nie mówiłam. Słyszałam tylko poszczególne 'komplementy' od mamy w moją stronę.

Po 10 minutach byliśmy już pod domem tego kolesia. Jaki on duży.
- Łoł - nic innego nie udało mi się powiedzieć.
Ocknęłam się gdy zobaczyłam jak rodzice idą w stronę drzwi. Mama nacisnęła dzwonek.
Drzwi otworzyła niska kobieta o innej cerze niż zwykłe osoby około pięćdziesiątki. Wyglądała młodo. Mulatka wpuściła nas do środka.

- Witaj Elizabeth - odezwała się moja mama.
- Cześć Margaret - kobieta uśmiechnęła  się szczerze. Ona kogoś mi przypominała, ale kogo?
- Idźcie do jadalni, a ja pójdę po mojego syna - posłusznie udaliśmy się do jadalni . Jak tu ładnie. Żyrandol z małych kryształków, białe ściany, szklany stół. Przez chwilę poczułam się jak w jakimś zamku.

- Synu pospiesz się - usłyszałam głos tej kobiety dochodzący z góry. Ciekawe czy to prawda co mówiła Carly. Moją uwagę przyciągnęły fotografie stojące na komodzie obok. Nie zdążyłam przyjrzeć się osobie na zdjęci, bo do pokoju wszedł chłopak ubrany w czarne jeansy i biały t-shirt. Nie wierzę...

- Zayn? - nie spodziewałam się, że go spotkam, a zwłaszcza tu. Zayn nie wyglądał na poukładanego człowieka jak jego mama.
- Cześć Cat - widać cieszył się z naszego spotkania.
- O już jesteś - do pokoju weszła jego mama.- To jest mój syn Zayn.
- My się znamy - powiedział i uśmiechnął się do mnie.
- Naprawdę? To dobrze. Oj ja się jeszcze nie przedstawiłam. Elizabeth Malik - podała mi swoją rękę.
- Katherine Vega - uścisnęłam jej dłoń.
- Ale ty jesteś ładniutka - moje policzki oblały rumieńce. Nikt nie mówi mi takich rzeczy często. Zza ramienia pani Malik spojrzałam na Zayna. Z jego twarzy nie schodził uśmiech. Nieraz wydaje mi się, że jest słodki...







poniedziałek, 21 października 2013

Rozdział 3





                           Katherine



- No nareszcie! - jakiś chłopak w kręconych włosach podszedł do Zayna i zabrał mu piłkę. Zmierzył mnie wzrokiem od góry do dołu.

- Hej jestem Harry - w jego policzkach ukazały się dołeczki.
- Cześć, Cat - odwzajemniłam uśmiech.

Spojrzałam na Zayna. W jego oczach widziałam zazdrość. O kogo? O mnie?!

- Eee... Zayn coś nie tak ? - mulat spojrzał się na mnie. Od razu na jego twarzy namalował się uśmiech.
- Wszystko ok - taa.. właśnie widać.

- Mieliśmy grać w siatkówkę - tą dziwną chwilę przerwał Liam.

- No to dawajcie - powiedział blondyn. - A no własnie jestem Niall, a to Louis.
- Cześć - łał moja siostra odleciała z krainy Liam! - Jestem Carly.

- Okej wszyscy się znają, możemy grać - nie proszę cię Liam. Ta piłka mnie zgniecie...

- Cat, gdyby co, to piłka ci nic nie zrobi - zachichotał cicho. Czy on czyta w moich myślach?
Uśmiechnęłam się szczerze.

- Ok to tak, Zayn, Liam, Carly i Cat na nas - Niall jesteś pewny? Ja i Carly razem to dobra drużyna.

- Okej. Przegrany kupuje lody zwycięstwom! - coś czuje, że Liam jest pewny naszej wygranej.
- Dobra, szukajcie kasę - Harry.
- Chyba wy - odpowiedziałam mu z zadziornym uśmiechem.
- Pff. Dziewczyna ma ze mną wygrać? - prychnął.
- Z tobą na pewno - powiedziałam wystawiając język.

Widziałam ten uśmiech Zayna. Chłopak nie wydaje się taki zły.


Harry posłał mi ostatni uśmiech i zaserwował. Zayn przyjął piłkę. Odbiłam ja do Carly. I... PUNKT!
- Ha - ponownie wystawiłam język do Hazzy. Mina od razu mu zbladła.
Wygralismy dużą przewagą.

- Oj Hazza dziewczyny cie pokonały - Zayn ciągle się z nim droczył.
- Sam nie jesteś lepszy. Piłkę odbiłeś tylko trzy razy - wszyscy wybuchnęliśmy śmiechem, tylko nie Zayn.
- Oj nie fochaj Zaza - Niall założył mu rękę na szyi. - Kupimy ci loda - wszyscy spojrzeli się na Niallera i śmiali się jak dzieci.
Niall ma takie coś, że jak powie byle co to i tak jest śmieszny.

Doszliśmy do lodziarni.
- To najlepsze i najdroższe lody w mieście - powiedział Zayn.
- Koleś błagam jestem spłukany - Niall.
- Przegraliście, więc kupujecie nam lody. Trzeba było się postarać.

Po chwili zaczęli się kłócić. Faceci...
- Chodź ślicznotko, chyba nie chcesz patrzeć jak ci idioci się kłócą o lody - nie byłam pewna czy mam iść z Harrym. Widac, że to kobieciarz. Wole zostać z nimi i patrzeć jak te dwa cymbały kłócą się o lody.
- Zayn - szturchnęłam go. Normalnie dzieci...
- On zaczął - wskazał ręką na Nialla i ścisnął pięści. Bez komentarza..
- Zachowujecie się jak dzieci. Kupujcie te lody i już - znudziło mi się stanie i patrzenie jak sprzedawca się z nich śmieje.


                           Zayn


Boże Niall ty nic nie ogarniasz. On zawsze mówi, że jest spłukany, a to nie prawda. Ma dużo kasy. Zbiera na gitarę. O nie wie, ale chcemy kupić mu na urodziny jego wymarzony instrument. Miał super gitarę, ale jego dziewczyna Alice (  jak ona nas wkurwia! ) wkurzyła się na niego i ją rozwaliła. Straszna kurwa! Nasz blondasek zbierał na nią cały rok. Jego rodzice są bogaci, ale żałują mu kasy. Bez sensu. Moi starzy nie mają tak dużo kasy jak jego, a i tak dają mi pieniądze. Mam pracę i zarabiam, ale to nie wystarcza.

Nareszcie kupili te lody. Nasz naburmuszony Horanek.
- Nialler no weź, kiedyś ci się odwdzięczę - ha wielbie ten ogień w jego oczach- Wiecie, że zbieram na gitarę - za tydzień posikasz się ze szczęścia Horan.
Odwróciłem się w stronę Cat. Co ona taka zła?
- Hej co ci jest? - spytałem słyszalnym głosem tylko dla niej.
- Czemu wyciągacie od niego kasę jeśli zbiera na gitarę? - widziałem złość w jej błyszczących oczach.
- Ej ludzie, idźcie my was dogonimy - powiedziałem do reszty. Poszli sobie, a ja zwróciłem się do Cat.
- To nie chodzi o to, że my wyciągamy od niego kasę. Chcemy kupić mu gitarę na urodziny za tydzień - powiedziałem stanowczo.
- Aha. To fajnie. Widać, że jesteście przyjaciółmi.
- No blondasek dużo przeszedł przez Alice, a nadal z nią jest - ta dziewczyna ciągle się kłóci. Nie wiem jak Niall z nią wytrzymuje.
- Kto to Alice? - miałem jej już opowiadać o tym wszystkim, ale Harry zaczął nas wołać.
- Ruszcie te dupska! - taa te oryginalne dobranie słów. Ruszyliśmy w ich stronę.

 Boże Cat jest taka ładna... Ale mam na nią ochotę... Moim celem było zaliczyć te wszystkie ładne dziewczyny w szkole.

- Cat musimy już iść - ej no Carly nie zbieraj mi jej.
- Dobra. Na razie Zayn.
- Pa Cat - przytuliłem ją. Nie wiem czy chciała, ale nie mogłem się powstrzymać.
Pożegnały się z resztą i odjechały.

- Chcesz ją przelecieć co nie? - Harry.
- Noo... - odpowiedziałem. Tak nie fajnie jest wykorzystywać dziewczyny, ale to silniejsze.







sobota, 19 października 2013

Rozdział 2







                           Katherine



Byłyśmy niedaleko plaży. Już czułam te przyjemne promienie słońca.


Moje rozmyślenia przerwała mi Carly.

- Ej Cat? - już się boję...
- Co?
- Czemu nie masz chłopaka? - wiedziałam. Ona nigdy nie pyta się o normalne rzeczy.

Hm... Czemu? Może przez tego dupka Justina. Ciężko jest mi zapomnieć o tym co zrobił. Nie zakochuje się od razu. Potrzebuje dużo czasu żeby wiedzieć czy ktoś jest warty mojej miłości. Po prostu jestem niedostępna.


- Dobrze wiesz czemu... - czemu mnie o to w ogóle pytała?

- Jezuu to był Justin. Są inni, lepsi - lepsi?
Kurwa właśnie, że nie! Każdy jest taki sam.

Zaparkowałam na parkingu i wyszłam z samochodu.


- Cat... - boże... Skończ.

- Carls koniec! - wzięłam swoje rzeczy z bagażnika i ruszyłam w stronę plaży.

- O... chodź tam - Carly wskazała miejsce blisko grających w siatkówkę chłopaków.

- Ale ciacha... - powiedziała wlepiając gały w jednego z nich.
A pro po ciach, to zgłodniałam.

Rozłożyłam się na kocu, włożyłam słuchawki do uszu i zaczęłam wcinać ciastka upieczone przez mamę. Wzięłam ze sobą swój szkicownik, z którym nigdy się nie rozstaje.


Tak jestem artystką. Zaczęłam rysować kiedy miałam 7 lat. Zawsze moje rysunki się wyróżniały. Kiedyś tata zabronił mi rysować. Sama nie wiem czemu. Często nie miał humoru. Często to za mało powiedziane... on nigdy nie zachowywał się normalnie. Kiedy od nas odszedł to poczułam małą ulgę, bo mogłam realizować moją pasję. W skrócie: rysuje od zawsze.


Hmm... Co by tu narysować? Spojrzałam się na 'ciacha' i zaczęłam ich szkicować.


Poczułam się trochę zmęczona. Włożyłam szkicownik do torby i przymknęłam oczy. Już zasypiałam, kiedy dostałam czymś twardym.

Kurwa mać!

Podniosłam głowę i zobaczyłam dwóch chłopaków. Aaa to ci co grali w siatkówkę.

- Em sory za piłkę - powiedział mulat.

Piłka? To była piłka? To coś powinno być chyba lekkie.

- Ech nic się nie stało... - ta, a Carly ślinka cieknie.
- Mogliście uważać trochę bardziej. A ta w ogóle to w twj piłce są kamienie czy co? - zaśmiał się. Co w tym takiego śmiesznego? Przez tą waszą piłkę plecy mnie bolą.

- Kamienie? Haha, ona jest leciutka - gówno, a nie leciutka.
- Ta chyba dla ciebie - wzięłam ołówek i zaczęłam dokańczać moje dzieło.

- Zrzęda - hm... tak mi się wydaję, że nie miałam tego słyszeć.

Podniosłam się szybko z koca i stanęłam bliżej niego.

- O to, to nie koleś. Zrzędą to może być tylko moja siostra - powiedziałam gestykulując rękoma. Czułam, że wzrok Carly wypala we mnie dziurę.

Mulat zaczął się śmiać.

- Jesteś słodka - WTF?!
- A ty dziecinny - wypaliłam przez zęby.

Zaśmiał się... z tego, że jestem wkurwiona?

- Zayn ogarnij się już - jego towarzysz wydawał się spoko. Nawet wpadł Carly w oko.

- Przecież żartowałem - zajebisty żart...

- Nie zdążyłem się przedstawić przez tego ciołka - już cię lubię - Jestem Liam.
- A ja...
-Carly cześć -  przerwała mi i wstała z koca.

-... Cat - wróciłam oczami na... eee Zayna?
- Heej, Zayn - wyciągnął do mnie rękę, ale to zignorowałam. Zachichotał.

- Chcecie zagrać z nami w siatkówkę? - Liam.
Chciałam odmówić, ale Carly...
- Oczywiście, że tak! - wtrąciła szybko Carls i pociągnęła mnie za rękę. Nie, nie, nie!

- Carly... - spojrzałam się na moją siostrę błagalnie.
- Oj nie marudź, będzie fajnie - taa już to widzę...











piątek, 18 października 2013

Rozdział 1






                         Katharine


Dzień taki sam jak każdy wakacyjny. Plaża, plaża i jeszcze raz plaża. Kocham to słońce, ale chciałabym śnieg! Każdy mi powie, że to Hawaje i białego puchu nie ma. Szkoda... ale nie można narzekać, bo słońca tu nie brakuje.


Jezuu Carly pospiesz się. Carls to moja siostra. Młodsza tylko o rok, ale zachowuje się jak dorosła. O nie siostrzyczko to ja tu mam 18 lat.


- Japierdole, Carly pospiesz się! - no nareszcie zeszła nasza księżniczka.
- Musiałam się pomalować - dumny plasticzek. 

Tego się właśnie bałam... Ta jej koleżaneczka Mendy ją zepsuła. Gdy ją widzę to mam ochotę kupić jej lustro, bo chyba w domu nie ma.


- Boże Carls... Kobieto my idziemy na plażę - ona udaje, że jest taka głupia, czy co?
- Po prostu zazdrościsz.

Na serio Carls?! Na serio?!


- Tobie? Czego niby?

- Wyglądam lepiej od ciebie - wyciągnęła błyszczyk i nałożyła na usta.

Kurwa mać! Nie denerwuj mnie!


- Jezu, Carls zobacz jak ty wyglądasz!

Obróciłam ją w stronę lustra. Uśmiechnęła się do swojego odbicia i wysłała buziaka.


- Wyglądam cudnie! - tylko zgnieść plastika i do kosza wrzucić...


Odwróciłam się w stronę drzwi i je otworzyłam.


- Mamo, my idziemy! - krzyknęłam do mojej rodzicielki.

- Dobrze tylko na siebie uważajcie! - zobaczyłam ją wychodzącą z kuchni. Na sobie miała biały fartuch, który był cały brudny. Moja mama ma własną cukiernię. Robi dobre ciacha.

Podeszła do mnie i ubrudziła mój policzek mąką. Bardzo ją kocham. Zawsze miałam u nie wsparcie. Pamiętam kiedy tata od nas odszedł. Zdradził ją... Zdradził nas...
Musiałam pomóc jej w cukierni. Miałam żal do niego, ale do Carly miałam większy. Miała wszystko w dupie. No, ale to oczywiste, przecież złamie se paznokcie! Ta dziwczyna mnie wkurwia.

- Boże, Cat chodź już. O tej porze są same ciacha! - taaa... Faceci najważniejsi...

Otarłam policzek, na którym kilka minut temu była mąka.

- Dobra idź, bo jej przystojniaki uciekną.

Hahah ! Kocham cię mamo!

Uśmiechnęłam się szczerze i poszłam za tą zrzędą.

- Chodź plasticzku - spojrzała na mnie z miną mordercy.
- Tiaa... też cię kocham - posłałam jej buziaka i weszłam do mojego samochodu. 



Katherine <3

You Only Live Once...

Hej Kochani!


Zaczynam pisać bloga więc byłoby mi bardzo miło gdybyście go czytali. 1 Rozdział napisze może jeszcze dzisiaj, ale napisze krótko o czym będzie mój blog.



Katherine ( Cat ) i jej siostra Carly wybierają się na plażę. Dla Cat to zwyczajny dzień, ale poznaje Zayna. Zayn chce tylko ją przelecieć, ale później wszystko się zmienia...

Rozdział 1 dodam może dzisiaj ;)
/YOLO